Désolée, ce n’est pas en français, et Pierogi z kimchi, le blog de cette jeune femme n’est pas vraiment à jour, ses occupations annexes, encore plus chronophages, ne lui laissant pas beaucoup de temps libre 😉
D’ailleurs, je ne crois pas vous l’avoir déjà présentée ici… alors, sachez que cela commence comme un conte de fées.
En résumé, ses études terminées, avant de se jeter à corps perdu dans la vie active, Wioleta Błazucka avait envie de voir le monde, afin de savoir si l’herbe était plus verte ailleurs que chez elle. Une rencontre importante lui fait boucler ses valises pour la Corée… où là, pas de chance pour elle ! Elle trouve tout de suite un emploi et un collègue coréen compatissant qui va l’aider à s’adapter… puis, l’amour aidant, elle va s’y marier et y avoir un enfant ! Devenue femme au foyer, elle va essayer de convertir son expérience d’expatriation en une source complémentaire de revenus sous la forme d’un livre de recettes de cuisine qu’elle est venue présenter et promouvoir en Pologne, avec son fils (mais sans le papa qui ne pouvait pas s’absenter aussi longtemps), qui a ainsi passé son premier Noël en Pologne…
Le sujet de cette vidéo est donc le retour à son foyer coréen, avec les complications, en plus du long voyage avec un enfant, liées à la pandémie et la quarantaine obligatoire qui les attendaient (avec un kit de survie) à l’arrivée ! 😉
Les voyages forment la jeunesse et déforment les valises, n’est-il pas ?
Wanda Błeńska, née à Poznań, en Pologne, le 30 octobre 1911, et décédée au même endroit, à l’âge de 103 ans, le 27 novembre 2014 était diplômée de la faculté de médecine de l’Université de Poznań depuis 1934.
Après avoir participé aux activités des cercles de missionnaires universitaires et un passage obligé dans l’armée de l’intérieur où elle avait atteint le grade de lieutenant, elle se fixa à Hanovre en 1946 où elle suivit le cours de médecine tropicale avant de partir à l’Université de Liverpool pour y parfaire sa formation lors d’un troisième cycle à l’Institut de médecine tropicale et d’hygiène.
De 1951 à 1993, elle avait réussi à transformer un petit établissement géré par les franciscains irlandais, à Bulub-Nyenga près du lac Victoria, en Ouganda, en un centre de traitement de la lèpre de renommée internationale, connu sous le nom d’hôpital Buluba. Elle y avait assuré la formation des médecins et organisé des cours pour les aidants naturels des lépreux.
En 1993, elle était retournée dans sa ville natale, en Pologne s’y consacrant à l’éducation. Elle avait reçu en 2011, des mains du président polonais Bronisław Komorowski, l’Ordre Polonia Restituta.
On peut aussi signaler, dans le même domaine, l’excellent travail de Ruth Pfau, médecin et religieuse catholique allemande, née le 9 septembre 1929 à Leipzig et morte le 10 août 2017 à Karachi au Pakistan.
Ne pas oublier non plus, Mère Teresa (Skopje, 26 août 1910 – Calcutta, 5 septembre 1997) en Inde, la pionnière Marianne Cope (Heppenheim, 23 janvier 1838 – Molokai, 9 septembre 1918) à Hawaii, ou encore Camille Coffre dite Roro du Lamentin (4 juillet 1912 – 6 mars 2013) infirmière à la Martinique.
Le titre du film de René Clément sorti en France le 26 octobre 1966 pour accompagner les terribles images de la toiture du monument le plus emblématique de la capitale, témoin de plus de 700 ans d’histoire (petite ou grande), entièrement ravagée, flèche effondrée, par les flammes d’un gigantesque incendie que l’on espère accidentel…
Comme il est prévu que les spécialistes de l’information fassent le tour des unes de la presse étrangère et que l’on oubliera sûrement, comme trop souvent, la Pologne, je prends les devants et peux vous certifier qu’ils ont titré très rapidement puisque leur publication s’affiche à 19h13, soit même pas un quart d’heure après que l’information de la radio nationale ne soit arrivée dans ma campagne.
Le 5 mars 1940, un document officiel signé Lavrenti Beria, demandait à Joseph Staline l’autorisation d’exécuter (une balle dans la nuque puis fosse commune) dans la forêt de Katyn, quelques 4 404 officiers polonais, prisonniers de guerre retenus au camp de Kozielsk, une goutte d’eau sachant qu’environ 250 000 soldats polonais, dont 10 000 officiers, furent faits prisonniers par les Soviétiques…
Tylko guziki nieugięte przetrwały śmierć świadkowie zbrodni z głębin wychodzą na powierzchnię jedyny pomnik na ich grobie są aby świadczyć Bóg policzy i ulituje się nad nimi lecz jak zmartwychwstać mają ciałem kiedy są lepką cząstka ziemi przeleciał ptak przepływa obłok upada liść kiełkuje ślaz i cisza jest na wysokościach i dymi mgłą smoleński las tylko guziki nieugięte potężny głos zamilkłych chórów tylko guziki nieugięte guziki z płaszczy i mundurów
Guziki (les boutons des uniformes qui ont fait soupçonner la tragédie) poème de Zbigniew Herbert, mis en musique par Przemysław Gintrowski (âmes sensibles, attention aux images d’archives de la vidéo).
Plus supportable, la liste de 650 noms identifiés à Katyn, honorés par Jacek Marcin Kaczmarski…
Ciśnie się do światła niby warstwy skóry, tłok patrzących twarzy spod ruszonej darni Spoglądają jedna zza drugiej do góry ale nie ma ruin, to nie gród wymarły.
Raz odkryte krzyczą zatęchłymi usty lecą sobie przez ręce wypróchniałe w środku W rów co nigdy więcej nie będzie już pusty ale nie ma krzyży, to nie groby przodków
Sprzączki i guziki z orzełkiem ze rdzy po miskach czerepów robaków gonitwy Zgniłe zdjęcia pamiątki mapy miast i wsi ale nie ma broni, to nie pole bitwy
Może wszyscy byli na to samo chorzy te same nad karkiem okrągłe urazy Przez które do ziemi dar odpłynął Boży ale nie ma znaków, że to grób zarazy
Jeszcze rosną drzewa które to widziały jeszcze ziemia pamięta kształt buta, smak krwi Niebo zna język w którym komendy padały nim padły wystrzały którymi wciąż brzmi
Ale to świadkowie żywi więc stronniczy zresztą by ich słuchać trzeba wejść do zony Na milczenie tych świadków może Pan ich liczyć Pan powietrza i ziemi i drzew uwięzionych
Oto świat bez śmierci, świat śmierci bez mordu świat mordu bez rozkazu, rozkazu bez głosu świat głosu bez ciała i ciała bez Boga świat Boga bez imienia, imienia bez losu
Jest tylko jedna taka świata strona gdzie coś, co nie istnieje wciąż o pomstę woła gdzie już śmiechem nawet mogiła nie czczona dół nieominięty dla orła sokoła.
« o pewnym brzasku w katyńskim lasku strzelali do nas Sowieci… »
La radio nationale a fait un petit tour des langues dans lesquelles les chansons de Charles Aznavour étaient aimées partout dans le monde… il y a sûrement bien d’autres lacunes, mais je ne pouvais pas passer à côté de celle-ci : une reprise en polonais (traduction par Jeremi Przybora) de La Bohème (Jak to było?) par Aneta Łastik avec Andrzej Jagodziński au piano
Jak to było?
Każdy przecież to zna –
Lat dwadzieścia się ma,
I właściwie to wszystko.
No i ty, i Montmartre,
I pachnący bzem wiatr,
Tak daleko, tak blisko…
Nasza bieda, nasz strych,
Ciepły blask oczu twych,
Gdy pozuję ci naga.
Głód nasz i zachwyt nad
Szczęściem, co nie wymaga,
A daje cały świat.
Jak to było? Jak to było,
Że tak nam łatwo było żyć?
Jak to było? Jak to było,
Że tak nam wtedy mogło być?
Do kafejki się szło,
By pogwarzyć tam o
Już tak bliskiej twej sławie.
I nie zdarzył się nikt,
Kto by wątpić w to zwykł
No, powiedzmy, nikt prawie.
A gdy zima i ziąb,
W ciepłą wiodłeś mnie głąb
Twej miłości pokoi.
Przemieniać ciało w chleb,
By ciałem głód nasz koić,
Ktoś z nieba do nas szedł.
Jak to było? Jak to było,
Że tak nam łatwo było żyć?
Jak to było? Jak to było,
Że tak nam wtedy mogło być?
Czasem śni mi się dziś,
Że zbłąkana jak myśl
Wracam na tę mansardę.
I kiedy pukam w drzwi,
Ktoś przez nie mówi mi:
„Już nie pukaj – umarłem”.
Nie, nie pytam, kto zacz,
Gardło dławi mi płacz
I znów z raną otwartą
Boję się, boję snów…
Nie znoszę już Montmartre’u
I wiosny, i jej bzów!
Jak to było? Jak to było,
Że tak nam łatwo było żyć?
Jak to było? Nie, nie było!
Nie, wcale tak nie mogło być!
Quand, au hasard des jours,
Je m’en vais faire un tour
À mon ancienne adresse,
Je ne reconnais plus
Ni les murs, ni les rues
Qui ont vu ma jeunesse.
En haut d’un escalier,
Je cherche l’atelier
Dont plus rien ne subsiste.
Dans son nouveau décor,
Montmartre semble triste
Et les lilas sont morts.
La bohème, la bohème,
On était jeunes, on était fous.
La bohème, la bohème,
Ça ne veut plus rien dire du tout.
Jak to było,
Że tak nam łatwo było żyć?
La bohème, la bohème,
Ça ne veut plus rien dire du tout.
Il faut citer aussi l’interprétation par Justyna Szafran de la version intitulée Cyganeria par Jerzy Menel.
Cyganeria
Czasy te porwał wiatr, kto dwadzieścia ma lat
jest to dlań świat nieznany.
Montmartre w te dawne dni
był przystrojony w bzy,
co kwitły pod oknami.
Pośród czterech tych ścian,
choć doskwierał głód nam
było jak w siódmym niebie.
Mieliśmy przecież siebie –
biedny malarz, a obok niego ja.
Cyganeria, Cyganeria –
to tyle co znać szczęścia smak.
Cyganeria, Cyganeria –
nie jedząc, żyjąc byle jak.
A w kafejkach był gwar,
każdy z nas czekał tam
nim odnajdzie go sława.
« Ech, przyjdzie taki czas,
że swiat doceni nas! » –
Tak bez wahania mawiał.
Kiedy zaś w kuchni
szef coś pozwolił nam zjeść
w zamian za nowe płótno
niczym było jutro
grzał nas stary piec,
a ty mówiłeś wiersz.
Cyganeria, Cyganeria –
to właśnie twej urody blask.
Cyganeria, Cyganeria –
i był geniuszem każdy z nas.
Czasem śmiałam się gdy
całą noc przyszło ci ślęczęć przed sztalugami.
Retuszowałeś wciąż
czy to piersi mej krąg,
czy bioder moich zarys.
Kiedy noc przerwał świt
był czas na kawy łyk –
to wzywało nas życie…
i w przedziwnym zachwycie kochaliśmy się…
nadchodził nowy dzień.
Cyganeria, Cyganeria –
to znaczy mieć 20 lat.
Cyganeria, Cyganeria –
w kieszeniach naszych hulał wiatr.
Gdy zabłąkam się tam –
adres, numer ten sam,
ale na tym już koniec.
Nie rozpoznaję, nie,
żadnego z dawnych miejsc
z młodości mej szalonej.
Po schodach wbiegam, lecz
ślad po pracowni twej zniknął już.
Raz na zawsze.
Posmutniał w nowej szacie Montmartre stary…
i nie kwitną już tam bzy.
La Bohème, la Bohème –
dziś można tylko o tym śnić.
« la Bohème », « la Bohème » –
te słowa dziś nie znaczą nic.
La Bohème, la Bohème,
La Bohème, la Bohème,
La Bohème, la ….
Pas eu le temps de creuser la question, mais peut-être plus tard…
Le Napoléon de la chanson française („Napoleonem francuskiej piosenki”) était en Pologne (l’hommage de Gazeta Wyborcza) en 2014, après une trentaine d’années d’absence.
Musique de saison, les polskiekolędyi pastorałki, chants de Noël traditionnels, sont de rigueur, une magnifique occasion de sortie pour rencontrer famille, amis, voisins, quel que soit le lieu où chorales, artistes, orchestres les interprèteront.
Deux minutes trente d’explications pour présenter la revisite de Mizerna cicha, un poème mélancolique du romantique Teofil Lenartowicz, par le zespół Baaba (w składzie) avant un chant très inspiré de Kasia Bogusz mis en ligne par Parafia św. Józefa.